Niektórzy badacze tłumaczą, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, w którym pod wpływem powstałej podczas chuchnięcia wilgoci na mieczu uwidaczniał się wzór, przypominający węża, sprawiając tym samym wrażenie, że z pochwy wypełza wąż. Ów przypominający węża wzór na ostrzach mieczy zastąpiono w końcu inkrustowanymi, żelaznymi literami i symbolami oraz chrześcijańskimi wyrażeniami typu: In Nomine Domini („W imię Pana”). Ten niezwykły dowód archeologiczny, dotyczący pojawienia się węży we wzornictwie pochodzących z V wieku mieczy, idealnie wpasowuje się w czasy Artura. Jako Pendragon albo inaczej Główny/Naczelny Smoczy Władca, Artur zapewne występowałby z takim właśnie atrybutem, a we wspomnianych wcześniej opowieściach pojawiają się także tekstowe nawiązania do jego legendy. Czy możliwe, aby legendy o Arturze i jego wężowych czy też smoczych mieczach oparte były na autentycznych zdarzeniach?
W ten oto sposób powracam do punktu wyjścia, czyli owej dawnej nocy mego pierwszego wtajemniczenia i do miecza, który mi wówczas wręczono, a który jest dziś znów w rękach związku. Miał on prawie pięć stóp długości i złotą głowicę, wokół której wiły się smoki. Kiedy obracało się ów miecz ku światłu, na jego błyszczącym, srebrnym ostrzu ukazywał się śliczny wzór dwóch splecionych ze sobą węży, których głowy coraz bardziej zbliżały się ku sobie, podążając w kierunku sztychu. Jako narzędzie walki, miecz towarzyszył człowiekowi przez ponad cztery tysiące lat. W tej właśnie funkcji przedostał się on do, mogących pozwolić sobie na taki luksus, elitarnych kręgów wojowników. Symbolika mądrości, mocy i oświecenia wtopiła się w używaną do jego produkcji stal, dokładnie tak samo, jak on sam wtopił się w mity i baśnie będące w istocie opowieściami o wewnętrznym świetle. Świetlisty miecz od stuleci aż po dziś w symboliczny sposób wykorzystywany jest przez tajne stowarzyszenia, tworząc tym samym więź pomiędzy człowiekiem współczesności i człowiekiem zamierzchłej przeszłości.
